Japonia – Maj 2015
Japonia – mityczny i tajemniczy dalekowschodni kraj, który od zawsze fascynował i intrygował europejczyków. Na początku 2015 nadarzyła się okazja, w postaci promocji biletów w linii Air France, na przekonanie się na własnej skórze ile w tych mitach jest prawdy a ile fantazji. Chwila namysłu i postanowione – maj 2015 spędzamy w Japonii.
Podróż trwała 2 tygodnie: Wylot z Warszawy przesiadka w Paryżu i lot do Tokio. Następnie pociągiem i autobusem po następującej trasie: Tokio -> Góra Fuji -> Kyoto -> Takamatsu -> Hisroshima -> Himeji -> Kanazawa -> Nagano -> Nikko -> Tokio
Japończycy to ludzie mający fiola na punkcie porządku. Widać to wszędzie ustawiają się nawet do metra w kolejce. Ogólnie Niemcy mogą się od nich porządku uczyć. Z dogadaniem się jest różnie. Jeśli zapyta się Japończyka na ulicy o cokolwiek albo poprosi o zrobienie zdjęcia na ogół ucieka przestraszony. Japonki zupełnie inaczej nawet jeśli nie rozumieją nic po angielsku próbują (kłaniając się w pas) za wszelką cenę pomóc. Natomiast Japończyk który jest w pracy (np kolejarz od sprawdzania biletów zapytany o drogę – tacy chociaż znają podstawowe zwroty czy słowa kluczowe po angielsku) również za wszelką cenę próbują pomóc. No i to wszechobecne kłanianie się. Śmiesznie wygląda wieczorem: 6ciu facetach w garniturach stojących w koło i kłaniających się po kilka razy. No ale jak to mówią co kraj to obyczaj.
Jednego wieczoru udaliśmy się na poszukiwanie miejsca, w którym można by coś zjeść. Po dość długich poszukiwaniach znaleźliśmy japońską restauracje gdzie siedzi się na matach przy niskich stolikach. Jedyny minus był taki, że nie mieli ani angielskiego menu, ani plastikowych modeli dań na wystawie (bardzo popularny tutaj system) ani nawet zdjęć potraw w karcie. Obsługa ni w ząb nie umie po angielsku. Zaczęliśmy „ręcznym angielskim” tłumaczyć że chcemy zjeść coś taniego z ryżem i mięsem (nie chcę by jedzenie na mnie smutno patrzyło). Po chwili do naszej rozmowy włączył się młody Japończyk ze stolika obok, znał on tylko kilka słów po angielsku. Po chwili wokół nad była polowa gości z restauracji i cała obsługa i wszyscy próbowali się z nami dogadać. Oni mówili głośno i wyraźnie po japońsku my po angielsku. Szło dość opornie. Wtedy młody Japończyk wyciągnął swojego iphona i z pomocą google translate udało nam się dogadać. Efekt dobry obiad za 1000 jpy (~30 zł) na dwie osoby i nawet było dobre. A mówią ze Japonia jest droga i że nie idzie się dogadać;-)