Flying Legends – Duxford 2018
Czym się różnią amerykańskie pokazy od angielskich? Na tych pierwszych samoloty operują z betonowego pasa a publiczność siedzi/stoi na trawie. Na tych drugich wszystko jest na odwrót. To była moja pierwsza reakcja gdy uświadomiłem sobie, że w prawie 30 stopniowym upale pokazy będę oglądał stojąc na rozgrzanej drodze kołowania. Jednak ogrom atrakcji pozwolił szybko zapomnieć o jakże przyziemnych trudach i pozwolił się delektować pięknem klasycznej, drugowojennej awiacji.
Wykorzystując fakt, ze siatka pewnego taniego przewoźnika umożliwiała proste dostanie się z Gdańska do Luton (w sobotę skoro świt i powrót w nocy z niedzieli na poniedziałek) zdecydowałem się na uczestniczenie w pokazach przez cały weekend. Kupując bilety w styczniu/lutym nie sposób było przewidzieć jak za pół roku zachowa się kapryśna, angielska pogoda więc takie podejście wydawało się słuszne. Niestety szybka wizyta na portalu z noclegami mocno ostudziła ten entuzjazm. W samym Duxford na weekend pokazów ceny noclegów z przedziału 90-100 GBP poszybowały do pułapu 600-700GBP. Na szczęście w odległości ok 20 km noclegi miały już normalny pułap cenowy (udało mi się znaleźć pokój 3 osobowy za 90GBP ze śniadaniem). Kwestię dojazdu rozwiązałem najprościej i najwygodniej czyli wypożyczając samochód – (za weekend zapłaciłem 400 zł co i tak było najtańszą opcją dojazdu z Luton do Duxford: pociąg kosztował 32GBP a autobus zaczynał się od 20 GBP za osobę).
W trakcie imprezy oprócz kulminacyjnych, popołudniowych pokazów przygotowane zostały liczne atrakcje. Od grup rekonstruktorów (bardzo duże wrażenie zrobiła odprawa przed nalotem bombowym), poprzez duże modele RC warbirdów, różny sprzęt wojskowy oraz możliwość krótkich przelotów wokół lotniska historycznymi samolotami: Dragon Rapide, Tiger Moth czy Texan (a raczej brytyjsko nazywany Harward). Ja skusiłem się na lot Tigerkiem podczas którego miała być możliwość samodzielnego pilotowania samolotu. Niestety pomimo wykupienia lotu (zostałem zapisany na 17:00 – zaraz po pokazach) i stawienia się o wyznaczonej godzinie zostałem przeniesiony na ostatni lot w kolejce ok 19:00. Gdy przyszedłem o 19 dowiedziałem się, że lotnisko zostało właśnie zamknięte i, że mam przyjść rano. Rano znów to samo: zostałem wpisany na 12:00. O wyznaczonej godzinie przyszedłem aby się dowiedzieć, że mój lot się nie odbędzie. Na szczęście dostałem zwrot gotówki ale moja irytacja i frustracja osiągnęły punkt kulminacyjny. Jak widać w Wielkiej Brytanii doskonale ma się tradycja, zapoczątkowana w 1940 roku, polegająca na niedopuszczaniu polaków do samolotów.
Same pokazy rozmachem ustępując może trochę Air Venture na Oshkosh (jednak amerykanie symulowane ataki samolotów wzbogacają wybuchami benzyny i TNT) ale jest na co popatrzeć. Cała eskadra startujących Spitfireów czy Hurricanów robi na prawdę duże wrażanie. Samolotem, dla którego tak na prawdę przyjechałem na te pokazy był jedyny latający w Europie (drugi jest w Kanadzie – w zeszłym roku udało mi się go przypadkiem zobaczyć) był Avro Lancaster. Samolot robi niesamowite wrażenie swoimi czterema idealnie współgrającymi Merlinami. Samolot na niebie pokazał się tylko w drugi dzień pokazów i przyleciał specjalnie ze swej macierzystej bazy by zrobić kilka pokazowych przelotów przed publicznością ale dla każdego miłośnika lotnictwa takie chwile potrafią na długo zapaść w pamięci. Myślę, że resztę dopowiedzą zdjęcia. Zapraszam do oglądania…
2 komentarze
Sz.
Panie Łukaszu, zdjęcia robią wrażenie! Szczególnie nr 68, na którym widać, że jakby Pan miał dłuższe włosy, to zamknięcie okna spowodowałoby ich przycięcie 🙂 Choć znając Pana, wydaje mi się, że miał tu miejsce taki lekki przykuc/przykurcz, bo inaczej to głowa byłaby obcięta 😀
lukwisz
Panie Kamilu! Nie było przykurczu ani przyklęku. Miejsca o dziwo było dużo;-)