Rumia-Gdynia-Hel-Łeba

Cały lipiec upalny i nieomalże bez kropli deszczu. Jednak tego jednego dnia, zaplanowanego ponad miesiąc temu, pogoda jak na złość się załamała. Plan był prosty – wyruszamy z Rumi do Gdyni na skwer Kościuszki, tam pakujemy się na tramwaj wodny i płyniemy na Hel.

Stamtąd cały czas wzdłuż wybrzeża dojeżdżamy do Łeby. Trudności pojawiły się na samym początku. Nie udało się nam kupić biletów na najwcześniejszy z możliwych kursów o 9:30. Wolne miejsca były dopiero na 12:30, licząc godzinny rejs założyliśmy jazdę popołudniowo-nocną. Pierwszy deszcz złapał nas 300m od domu jeszcze przed Gdynią, drugi już w Gdyni trzeci na Helu, ale postanowiliśmy zaryzykować jazdę i opłaciło się, przez resztę trasy nie padało. Wyruszamy z portu Hel, ok. godziny 13:50 i udajemy się trasą rowerową w kierunku Władysławowa. Dość sprawnie mijamy Juratę, Jastarnię i Kuźnice. Przed samym Władysławowem napotykamy na dość silny czołowy wiatr. Jednej z dwóch uczestniczek płci pięknej odzywa się lekko kontuzja uda, przez co tempo spada do ok. 16km/h. We Władysławowie robimy przerwę na obiad i udajemy się dalej wzdłuż wybrzeża mijając kolejno Rozewie, Jastrzębią Górę, Karwię, Dębki, Białogórę. Tempo jazdy mamy gorsze od zakładanego dlatego w okolicach Kopalina złapał nas zmrok. Zapada decyzja, nadkładamy lekko drogi ale omijamy odcinek leśny w którym dość łatwo się zgubić w nocy i jedziemy przez liczne wsie równiutką drogą asfaltową. Nocna jazdy w pięcioosobowej grupie w ciepłą lipcową noc jest niesamowita. Cisza spokój i widać tylko tyle ile światełko oświeci, samochodów praktycznie brak. Co ciekawe dopiero teraz rozwijamy jakąś słuszną prędkość podróżną (w półmroku usiłuję odczytać coś z licznika) wahającą się pomiędzy 22-27 km/h. Po półtorej godzinie takiej jazdy docieramy ok. 23 do celu jakim jest Łeba.

P.S Przed Władkiem złapałem gumę w przednim kole, na szczęście na tyle lekko że po napompowaniu wystarczało na 1.5h jazdy.